Niech Was nie zmyli tytuł, bo żadnego oblewania w tym dniu nie było. We Francji nie znają tego słowiańskiego zwyczaju. Było jednak dużo wody, gdyż udaliśmy się nad morze, a dokładniej do Saint-Tropez. O tym słynnym kurorcie wspominałam już w moim pierwszym poście . Koniec kwietnia to jeszcze nie początek sezonu letniego, ale ludzi było sporo. Spacerujących, zwiedzających i tych na swoich jachtach. W drodze powrotnej udaliśmy się do Port Grimaud. O tej prowansalskiej Wenecji, już kiedyś wspominałam na blogu .